Absolutnie wyjątkowy wywiad z profesorem Robertem Ślotałą - poetą. Rozmowę o tomiku "pobędę" [i nie tylko] prowadzą Jakub Królak i Karol Maćkowiak z 3gb. Miłej lektury.

[Reporterzy] Czy planuje Pan jakąkolwiek kontynuację, czy jest to samodzielne dzieło?

[Robert Ślotała] To jest dzieło samodzielne, które wyszło spod mojej ręki, no i zobaczymy. Mam nadzieję, że w tym roku wyjdzie tomik drugi, a jeśli nie w tym to może w przyszłym. Jeśli się wydaje pierwszy tomik, to z myślą, że będzie może drugi, trzeci… Każdy ma taką nadzieję.

Chociaż i z tego pierwszego się cieszę, nawet gdyby nie było następnego, to jest to coś miłego, taka pamiątka, że coś się udało zrobić.

[Reporterzy] Ile zajęło Panu napisanie tego tomiku wierszy?

[R.Ś.] Ten tomik składa się z tekstów, które napisałem częstokroć nawet dawno temu, w młodości (20 lat temu), ale są też teksty, które powstały w ciągu ostatnich dwóch lat. Miałem przerwę w pisaniu, to znaczy pisałem 20 lat temu, potem rzuciłem to pisanie, przez wiele lat nie pisałem i zacząłem znowu dwa lata temu. Ten tomik jest zbiorem wierszy złożony z tych napisanych 20 lat temu, i tych współcześnie napisanych.

[R.] Dlaczego pojawiła się taka przerwa w pisaniu?

[R.Ś.] Po prostu nie byłem do tego pisania przywiązany, nie uważałem, że jest to coś ważnego. Nawet dzisiaj nie uważam, że pisanie jest szczególnie ważne. Po prostu jakoś nie czułem potrzeby, nie miałem ochoty… TO się tak czasami dzieje, że człowiek przerywa, przestaje się myśleć. To jest jednak jakiś tam wysiłek, a ja nie czułem motywacji.

[R.] A skoro powiedział Pan, że pisanie nie jest aż takie ważne, to jak by Pan opisał swój stosunek, swoją relację ze swoim dziełem?

[R.Ś] Ja się cieszę, że ten tomik jest, że udało mi się te teksty napisać. Cieszę się, że są one od strony językowej opracowane i przygotowane, gdyż jest to dla mnie bardzo ważne. Cieszę się, że niektórym ludziom się podobają. Z tego jest największa satysfakcja, z sytuacji gdy ktoś czyta, rozmyśla nad tymi tekstami. Moment, w którym ktoś czerpie z czytania tego jakąś przyjemność, jest dla mnie bardzo ważny. 

[R.] A co Pan uznaje za ważne przy pisaniu wierszy? 

[R.Ś.] Dla mnie spostrzeżenia są najważniejsze, nie uczucia. To je właśnie próbuję przełożyć na język, przy czym bardzo ważne jest znalezienie odpowiednio adekwatnych słów.

[R.] Identyfikuje się Pan nadal z pracami które napisał około 20 lat temu?

[R.Ś.]  Tak, myślę że mój sposób myślenia i widzenie świata niewiele się zmieniły przez te lata. Światopogląd też został ten sam i myślę, że to wyraża mój sposób widzenia świata.

[R.] A czy umieściłby Pan te dzieła w jakimś konkretnym kontekście? 

[R.Ś] Po pierwsze nie mówmy tutaj o dziełach, ja nawet słowa wiersz nie lubię, to są teksty. Ja lubię słowo tekst, gdyż jest ono na swój sposób neutralne. Nie uważam się za poetę tylko autora tekstów. Wracając do pytania, uważam, że każdy, kto pisze swoje teksty, w jakimś konkretnym kontekście je umieszcza. W moim przypadku jest to kontekst światopoglądowy, uwzględnia on system wartości, w który się mniej lub bardziej wierzy. Doszukiwanie się kontekstów literackich, filozoficznych, biograficznych pojawia się równie często. Konteksty zawsze istnieją, jeżeli istnieje tekst. 

[R.] Jeżeli już mówimy o kontekstach, to co Pana zainspirowało do napisania tego tomiku? 

[R.Ś.] Mnie inspiruje przede wszystkim świat, który mnie otacza, przede wszystkim świat przyrody. Widać zresztą w tych tekstach, że występują chociażby ptaki, drzewa... Przede wszystkim inspiruje mnie natura; a czasem też ludzie, których spotykam. Są to na ogół ludzie mi nieznani, których zobaczę przypadkiem na ulicy, a gdy przyjrzę się im, coś mnie w takiej osobie zainteresuje. Wtedy taką osobę, która cały czas siedzi mi w głowie, przedstawię w moim tekście, gdy uda mi się zebrać odpowiednie słowa, które w skrótowy sposób tę osobę opiszą. Przykładem może być pojawiająca się w tych tekstach staruszka, dziewczynka spod marketu żebrząca ze swym ojcem, dlatego że są Cyganami.

Jak widać, czerpię przede wszystkim ze świata zewnętrznego, stojąc w opozycji do poetów bazujących na swoich wewnętrznych przeżyciach i wyobraźni, niezależnie od tego jak ważnego nurtu w poezji by oni nie stanowili. Byłoby dla mnie trudne napisanie tekstu, który wynikałby tylko ze mnie, chociaż takie też mi się zdarza popełnić. Są to jednak tylko pojedyncze przypadki. 

[R.] Czy czuje się Pan związany z osobami, o których Pan wspomniał? 

[R.Ś.]  W pewnym sensie – tak. Rzucają mi się w oczy, a starość i biedne dzieciństwo powodują, że czuję pewien związek z tymi osobami, mimo tego że spotykamy się raz w życiu tylko na kilka sekund. Myślę, że istnieje swoista więź pomiędzy wszystkimi ludźmi. 

[R.] A czy pisząc wiersze, wzorował się Pan na kimś? Uważa Pan jakiegoś konkretnego autora za wzór? 

[R.Ś.] Tak, myślę że każdy, kto pisze, odwołuje się do jakichś konkretnych tradycji, nurtów czy szkół literackich. Niemożliwe jest by być pierwszym piszącym… 

[R.] Pewne wzorce zawsze będą potrzebne.

[R.Ś.] Tak. Poeta, gdy się rodzi, nie jest pierwszym na świecie, który zaczyna dopiero pisać. Próbowano tego co prawda w poezji awangardowej, zwłaszcza w okresie przedwojennym, gdy przekonanie o tym, że nie ma żadnej poezji, że zaczyna się od nowa, jak gdyby cała historia się nie wydarzyła, było silne. Takie myślenie jest mi obce; każdy ma swoich mistrzów i jakieś wzory. Mówiłem już na wielu takich spotkaniach że bardzo lubię poezję amerykańską, to z niej wywodzą się poeci, których najbardziej lubię. Na przykład jeden z tekstów „pobędę” jest poświęcony Williamowi Carlosowi Williamsowi, poecie właśnie amerykańskiemu. Godny wspomnienia jest także Charles Reznikoff. Z tych ważniejszych wymieniłbym jeszcze: Roberta Bly, Gary Snydera, Kennetha Rexrotha i kilku innych. Poezja amerykańska bardzo często sięga po naturę, a poeci zwykle są obiektywistami; to znaczy że próbują pisać o świecie a nie o sobie, co mi bardzo odpowiada i inspiruje. Jeżeli chodzi jeszcze o poezję światową, to inspiruje mnie  szczególnie poezja chińska i japońska. W „pobędę” są krótkie trzywersowe teksty wzorowane na japońskich wierszach haiku. 

[R.] A jak to się stało, że zainteresował się Pan właśnie kulturą amerykańską i japońską?

[R.Ś.]  Dużo czytam, a ta akurat tradycja najbardziej mi odpowiada, moje myślenie współgra z myśleniem wspomnianych autorów. 

[R.] Czy starał się Pan tym tomikiem oddać komuś hołd? 

[R.Ś.] Jest właśnie jeden krótki tekst inspirowany Williamsem, gdzie przywołuję to nazwisko, i uważam to za swego rodzaju hołd dla tego poety. Jest również tekst napisany po śmierci Josifa Brodskiego (zm. 29.01.96 – przyp. red.), znanego rosyjskiego noblisty, który co prawda aż tak mnie nie inspiruje... 

[R.] Hołd należy mu oddać…

[R.Ś.] Napisany on jest zresztą w stylu przypominających Brodskiego.

[R.] Odejdźmy może teraz od tematu inspiracji i skupmy się na interpretacji Pana wierszy. Pierwszym pytaniem, jakie nam się tu w oczywisty sposób nasunęło, jest: W jaki sposób należy interpretować cały ten tomik, czy ma on jakieś generalne przesłanie? Czy jest coś takiego, na co powinniśmy zwrócić uwagę PO przeczytaniu tego tomiku?

[R.Ś.] Myślę że sam tytuł tego tomiku oraz ostatni, trzywyrazowy tekst, jest ważny. Pobędę…

[R.] Będę, po.

[R.Ś] Będę. Po. W tych trzech słowach wydaje mi się możemy zmieścić całe życie ludzkie. Pobędę, czyli będę przez pewien czas. Potem „Będę, po”, czyli skończy się, życie się skończy. Będę, bo, po pierwsze, jestem tutaj na świecie przez pewien okres, i chcę ten okres wykorzystać, chociażby obserwując ten świat, ludzi, przyrodę, i próbując to jakoś uwiecznić. Po drugie, uważam, że nie ma trwałości w tym świecie, zwłaszcza jeżeli chodzi o to co ludzkie. To jest szczególnie delikatne, kruche. Jest to więc tomik o życiu i o śmierci. Te dwa, jak by się wydawało, oczywiste tematy tu się pojawiają, przenikają, współistnieją… Jak w życiu, są zależne od siebie. Bez życia nie ma śmierci i vice versa. 

[R.] Uznał pan siebie za obserwatora?

[R.Ś.] Przede wszystkim tak, za obserwatora. 

[R.] Nigdy nie czuł Pan potrzeby ingerencji, wniesienia swojego pierwiastka? 

[R.Ś.] Nie wiem… Powiedzmy, że pisanie jest jakąś formą ingerencji w świat, bo powstaje coś, czego wcześniej nie było. To jest właśnie fenomen pisania – nagle się pojawia tekst, a nie było go wcześniej. Powstaje coś z niczego i to jest ingerencja w świat, bo przybywa czegoś w świecie. I to uznaję za swój wkład.

[R.] A czy podejmując próby interpretacji tych tekstów, powinniśmy zwracać uwagę jedynie na nie same, czy może też na ułożenie, kolejność? 

[R.Ś.] Ta kolejność jest rzeczywiście przemyślana.

[R.] Mógłby Pan to rozwinąć? Podać chociaż ogólny zamysł?

[R.Ś.] (Wzdycha) To jest właśnie najgorsze, najtrudniejsze pytanie. Na początku są takie teksty, które są tekstami o przyrodzie, w których jest swoisty pierwiastek kontemplacyjny. Potem pojawiają się moje prywatne wątki, pojawiają się moi rodzice, temat ich śmierci. Jest to zderzone ze starością, ze śmiercią zwierząt… Ciężko mi powiedzieć. Jest jakiś porządek w tych tekstach, jakiś rytm, ale ciężko to wyjaśnić.

[R.] Jest on dla Pana naturalny?

[R.Ś] Te teksty są ułożone przy pomocy pana Andrzeja Sikorskiego – poety, który przychodzi do naszej szkoły. On spełnił funkcję redaktora, pomógł mi, bo ma dużo większe doświadczenie i wydał tych tomików znacznie więcej ode mnie.

[R.] A czy zgodziłby się pan ze stwierdzeniem że te teksty przedstawiają pana historię?

[R.Ś]  Niektóre teksty owszem – te, które wyrastają jakoś  z moich osobistych doświadczeń, rodzinnych. Te wszystkie wiersze przyrodnicze są jednak zawieszone poza czasem, istnieją poza czasem, są oderwane od mojej biografii. W ogóle taka działalność kontemplacyjna, obserwowanie natury jest jakby wyjściem poza czas, poza zwykły upływ czasu. Tak się wydaje, że ja zawieszam to poza czasem…

[R.] Wśród uczniów naszej szkoły już od dłuższego czasu rodzi się jedno, bardzo konkretne pytanie – jak należy interpretować wiersz „Sobota”?

[R.Ś] To jest taka moja próba pisania tekstów inspirowanych Ewangelią, próba tekstów religijnych. Odwołałem się do Wielkiego Tygodnia – Wielki Piątek, Wielka Sobota i Wielka Niedziela. Wielki Piątek to odwołanie do kaźni, śmierci Chrystusa. Potem jest Sobota i Niedziela, która jest próba opisania tego, o czym nie mówi Ewangelia. W Ewangelii pojawiają się niewiasty, które zaraz pójdą do grobu Chrystusa i odkryją, że grób jest pusty. Ja spróbowałem sobie wyobrazić, co było, zanim wybrały się o świcie do grobu, bo o tym Ewangelia nie wspomina.

Natomiast sobota w teologii chrześcijańskiej jest dniem pustym, w którym nic się nie dzieje. W Piątek Chrystus stąpił w zaświaty, do piekieł i w Sobotę Bóg jest nieobecny. Dzień jest pusty, panuje cisza i spokój. Jakby nic się nie dzieje. Historia i Świat są zawieszone. A skoro panuje pustka i cisza, to nie da się o tym niczego sensownego powiedzieć, a zwłaszcza napisać.

Lekko parafrazując pana słowa:  sobota to dzień, w którym nie ma Boga. A czy motyw religijny przewija się gdzieś głębiej w Pana utworze?

[R.Ś] W tych trzech tekstach szczególnie. Poza tym, jeśli już, to myślenie religijne przedstawia się w tym przekonaniu, że świat jest porządkiem, harmonią. W tej próbie dostrzegania jednak czegoś poza światem  materialnym, widzialnym. Ja jestem przekonany, że istnieje jakiś ład, porządek tego świata. Pewien ład, który daje się odczytać, więc ja próbuję to w tekstach odczytać i można mówić o takiej przedwiecznej harmonii. Boga możemy nazwać ładem, porządkiem, harmonią. Tymi słowami możemy zastąpić słowo ‘Bóg’.

[R.] Odejdźmy na moment od tematu interpretacji Pańskich wierszy. Czy podczas pisania miał Pan jakieś swoje miejsce inspiracji?

[R.Ś] To są miejsca, które się pojawiają, kiedy wyjdę z domu: na ulicy, pod marketem osiedlowym, nad Wartą. Miejsca, o których piszę, są na wyciągnięcie ręki. Ja nie podróżuję do Afryki, by stamtąd czerpać inspiracje tak jak niektórzy autorzy. Chcę, by to, o czym piszę, było proste, na wyciągnięcie ręki.

[R.] Dla naszych czytelników bardzo ciekawym było pytanie dotyczące trudności związanych z napisaniem takiego wiersza. Czy mógłby nam Pan powiedzieć, ile zajmuje napisanie jednego wiersza i na ile jest to coś trudnego?

 [R.Ś] To się wydaje proste - ja piszę krótkie teksty i wydaje się, że jest to najprostsze, najszybsze. Jest jednak dokładnie odwrotnie. Czesław Miłosz mówił, że zazdrości tym, którzy piszą teksty krótkie, skondensowane. To jest bowiem najtrudniejsze i ja się z nim zgadzam. Najtrudniej jest napisać tekst  krótki, skondensowany, w którym byłby zawarty jakiś przekaz. Wielosłowie jest łatwiejsze. Znaleźć odpowiednie, wybrane słowa, z których stworzy się dobry tekst, to jest wysiłek. Czasami wymaga to myślenia, zastanawiania się, szukania odpowiedniego słowa. Ja chcę, aby to były proste słowa. Są teksty, z którymi chodzę w głowie tygodniami, później siadam, piszę, przerabiam, poprawiam. Czasami niektóre teksty przychodzą mi łatwiej -  wymagają doszlifowania, zmiany  słowa i ten tekst powstaje. Poza tym zależy mi także na tym, żeby te teksty miały odpowiedni rytm. Tego może nie słychać, jak się czyta, ale na tym mi bardzo zależy, pragnę harmonii rytmu

Są zatem teksty, które powstają długo i takie, które powstają niezwykle szybko. Te wiersze inspirowane haiku to są teksty, które ja tylko zapisuję. Ja zawsze powtarzam, że to są teksty, które dały się zapisać. Haiku się nie pisze, tylko się zapisuje, a to jest spora różnica.

[R.] Pozostając w kwestiach rad dla młodych twórców. Czy można sobie wyznaczyć czas na napisanie wiersza?

[R.Ś] Jak najbardziej, są tacy, którzy tak robią, ale to są przede wszystkim prozaicy. Są pisarze, którzy codziennie wstają rano i od 9 do 12 piszą. Są tacy, którzy mówią, że musza zakończyć dzień, mając napisane 2,5 tysiąca słów i to pomaga w pisaniu, to narzuca dyscyplinę. Jest to szczególnie ważne przy pisaniu prozy, natomiast gdy się pisze krótkie teksty, dyscyplina nie jest wymagana. Ja nie widzę potrzeby powiedzieć sobie, że dzisiaj muszę napisać tekst. To nie ma sensu, ja piszę po prostu wtedy, kiedy muszę, kiedy  czuję, że to jest „ten” dzień i uda się coś napisać.

[R.] Komu dedykowany jest ten tomik? Na początku znajdujemy tylko tajemnicze M. …

[R.Ś] To jest, jak sam słusznie zauważyłeś, tajemnica. To ma być tajemnicze M…

[R.] Pozostawia Pan to do interpretacji?

[R.Ś] To jest po prostu moja bardzo prywatna dedykacja.

[R.] Czy stanowi element dzieła?

[R.Ś] Może być – nie ma to znaczenia.

[R.] Czy osoba, której tomik jest dedykowany, wie, że chodzi właśnie o nią?

[R.Ś] Tak, wie.

[R.] Mógłby nam Pan opowiedzieć o tym, jak powstała okładka? Została zaprojektowana przez Pana?

[R.Ś] Nie. Skontaktowałem się z panią fotograf z Gdańska i ona przesłała mi sporą ilość zdjęć. Miałem możliwość wybrać  jedno, które ma znaleźć się na okładce. Ona wiedziała, że lubię zdjęcia przyrody. Zdecydowałem się na to i myślę, że jest to bardzo udane zdjęcie. Wyraża taki spokój nieba i ziemi. Chociaż ma takie ponure barwy, to mi ono odpowiada. Ta sama pani Małgosia z Gdańska zaprojektowała również czcionkę na okładkę – bardzo nietypową.

[R.] Natrafił Pan na jakieś trudności podczas procesu wydawania tomiku?

[R.Ś] Wszystko poszło sprawnie i bardzo szybko. Wszystkim od początku do końca zajęło się wydawnictwo.

[R.] Jeżeli możemy o to zapytać? Jakie były orientacyjne koszty wydania tego tomiku?

[R.Ś] Nie mogę powiedzieć, ale wydawanie poezji jest kompletnie nieopłacalne. Wydawnictwom opłaca się wydawać prozę i to taką, która się będzie czytać -  taką, która ma potencjalny ładunek przeboju literackiego. Nie opłaca się wydawać tomików wierszy w tym kraju. Zresztą na świecie chyba także… Zawsze trzeba szukać jakichś sponsorów na finansowanie itd. Itd. To tylko (wydawanie poezji) opłaca się w przypadku pojedynczych nazwisk. Przykładowo na całym świecie opłaca się wydawać Szymborską. To przynosi zysk. Wszystkie wydawnictwa na całym świecie mają z wydawania Szymborskiej zyski, zyski w czystej postaci. We Włoszech tomiki Szymborskiej mają nakłady 200 tysięcy i na tym wydawnictwa zarabiają. Jest jeszcze kilku takich poetów, ale poza tym tomików nie znajdziecie w księgarniach – nie ma ich tam, bo nikt ich nie kupuje.

[R.] Na samym końcu pragniemy zapytać o pana osobiste odczucia związane z wydaniem tego tomiku. Jest Pan z niego zadowolony? Uważa go Pan za swój sukces?

[R.Ś]  Jest to jakiś mój sukces. Mieć w ręku tomik, który jest mój. Jest to jakieś poczucie satysfakcji, ale nie jest to najważniejsze. Nie zamyka się w tym sens mojego życia, ale jest to na pewno powód do radości.