Na zakończenie swojego sezonu artystycznego Teatr Polski w Poznaniu oferuję „Portret trumienny” w reżyserii Michała Kmiecika; „spektakl o pogardzie”, jak głosi strona internetowa przedstawienia. Czy warto dowiedzieć czym owy portret jest i jak odnosi się do naszego społeczeństwa?

Aleksander Krzyszowski, dwudziestoośmioletni kurator sztuki współczesnej, wraca do domu na siedemdziesiąte urodziny swojej matki. Na miejscu, oprócz rodziców, zastaje brata – głowę rodziny i niezwykłego prymitywa oraz jego żonę, fanatyczną katechetkę. Kolorytu całej menażerii dodaje czwórka dzieci, każde ze swoim zestawem problemów. Do domu ma także przyjechać siostra – doktorantka filmoznawstwa, wraz z partnerem i ich nieślubnym dzieckiem.

Mamy do czynienia z kolejną opowieścią o stereotypowej polskiej rodzinie, która w teatrze cieszy się niezwykłą popularnością. I ciężko się temu dziwić, skoro jest to źródło wszelkich wynaturzeń, zła i nierówności społecznych, a pewnie również dziesięciu plag egipskich.

Pomimo swojej przesadzonej karykaturalności, na korzyść sztuki przemawia fakt, iż jako widzowie nie wiemy ile z tego wszystkiego jest “prawdą,” a ile wyobrażeniem głównego bohatera. Nasz kurator jest bowiem “reżyserem” całego spektaklu, rozstawiając krewnych po kątach i dając im zadania do wykonania, wśród których znajduje się podtrzymywanie wielkiego krzyża (sic!). Sam protagonista nie wypada znacznie lepiej w porównaniu do reszty domowników; jest on bowiem narcyzem, który narodowo – katolicki beton zamienił na lewicową manię prześladowczą i progresywną błazenadę. Mimo swojej tolerancyjności, nie jest w stanie okazać ani krzty zrozumienia najbliższym mu osobom.

Ostatecznie „Portret trumienny” prezentuje się dosyć blado. Reżyser, nie decydując się na żadne specjalne ryzyko, oferuje nam kolejną diagnozę o tym, jak to prawica nie jest w stanie porozumieć się z lewicą. Wszystko to w trwającym mniej niż 40 minut spektaklu. Brak tej dekonstrukcji rzeczywistości drugiego dna. Dostajemy natomiast to, czego wszyscy jesteśmy doskonale świadomi: na zachodzie (i wschodzie) bez zmian.

[K.W. 3A]