W piątek 21 października w Teatrze Wielkim w Poznaniu miał swoją premierę „Macbeth” Giuseppe Verdiego, w reżyserii Oliviera Fredja.

            Od pierwszych minut widać nieszablonowość tej interpretacji. Akcja została przeniesiona do hotelu z początku XX wieku; scenami dramatu będą więc recepcja, sypialnie czy też kuchnia, w której rozegra się trzeci akt. Reżyser wyeksponował rolę czarownic, czyniąc z nich trzecią najważniejszą postać widowiska. Towarzyszą Makbetowi w jego pogłębiającym się szaleństwie, prowadząc z nim surrealistyczny „dialog”.

            Historia, mimo oryginalnego umiejscowienia, pozostaje wierna Szekspirowskiemu  pierwowzorowi. Makbet, tan Glamis, pod wpływem przepowiedni wiedźm i namowach swej żądnej krwi małżonki, postanawia zamordować króla Szkocji, Duncana i samemu sięgnąć po władzę. Targany poczuciem winy, zatraca się w obłędzie, by ostatecznie polec w starciu z siłami syna Duncana, Malkolma.

Opera jest zdecydowanie na najwyższym poziomie. Pieczołowicie zostały przygotowane kostiumy, od szkockich kiltów i strojów Lady Makbet, po niepokojące kreacje czarownic.

Psychodeliczna atmosfera, potęgowana jest przez naścienne projekcje z motywem sowy - zwiastunem nadchodzącej śmierci. A wszystko okraszone choreografią taneczną służby hotelowej oraz ciągle obecnymi wiedźmami. Para królewska została zagrana przez Włochów, a ich skomplikowane i występujące w kulminacyjnych momentach arie zachwycają i dopełniają całości.

„Macbeth” ukazuje mroczną stronę każdego człowieka, uzależnionego od żądz i podatnego na podszepty “czarownic”. Nowoczesna interpretacja dodatkowo podkreśla ponadczasowość tego słynnego moralitetu. [Krzysztof Wiśniewski, 2A]